W poprzednich latach dopingowani przez naszą Panią, organizowaliśmy sobie wspólny, plenerowy czas dorosłych i dzieciaków, pod zgrabną nazwą: wyjazd integracyjny. Tego roku, aby tradycji stało się zadość, powtórzyliśmy takie spotkanie.
Podobało nam się w klasie pierwszej.
Bardziej podobało się nam w klasie drugiej.
Najbardziej teraz - za trzecim razem.
Klasa 3c cudowna dowiodła swojej cudowności. Było swojsko i fantastycznie. Bo też jak mogło być inaczej? Pogoda słoneczna i ciepła. My, rodzice - fajni. Dzieciaki - niebotycznie fajne. Wychowawca - w ogóle nie do opisania w tej pozytywnej kategorii. Do tego zwyczajnie, po ludzku: lubimy się. Wzajem:) Dlatego spędziliśmy naprawdę spokojny, wspólny czas: na sporcie, na wietrzeniu głów z wszelkich kłopotów, na rozmowie. Tak! Wreszcie na rozmowie. Pograliśmy z dzieciakami w retro zabawy: skoki przez sznur, gumę, dwa ognie. Do tego porzuciliśmy wszelkie diety i tak zwane zdrowe odżywianie, żeby móc ucieszyć się smakiem życia i smakiem serniczków. Nasze kubki smakowe delektowały się różnorodnością doznań. One też integrowały: szerokie gamy chipsów, ciasteczek i żelek!
Nasza Pani zarządzała wszystkim i wszystkimi, co oczywiście jak zwykle wyszło nam na dobre. Raz po raz któryś z wychowanków pałał potrzebą wtajemniczenia swojej ukochanej pani w jakieś tajemne zjawisko przyrodnicze lub odkrycie. Wtedy Pani potulnie szła biegać za wiewiórkami, ponieważ w takich wypadkach nami - dorosłymi autorytarnie zarządzają nasze dzieci. I tego ustroju trzymamy się w naszej 3c. Wyłącznie jednak podczas wyjazdów! Integracyjnych:)